poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 4 - Nadya

Rozdział 4 - Pogrzebane - Nadya Wylla Sherwood


Bowiem ci, którzy nas rozumieją, biorą w niewolę część nas samych.

- Jak to? Co jest z nim nie tak? - pyta zaskoczona Mella
- Damon nigdy nie miał zbyt dobrej reputacji - odzywa się stojący nieopodal Benji.
- Ale dlaczego ?
- Powiedzmy, że ma problemy z odróżnianiem ... - tłumaczy nieporadnie Light, dosyć interesujący opiekun Aileen.
 - Dobra od zła - kończy Damon z goryczą w głosie.
 - Cześć kolego - wita go Benji i podaje rękę, którą po chwili wahania przybysz ściska.
 - Witaj, Benjaminie... - odpowiada.
 W tej chwili rozbrzmiewają pierwsze zdania ceremonii pogrzebowej. Dostrzegam wśród żałobników Samuela i coś się we mnie gotuje...
 - Spokój Nadya - rozkazuje mój opiekun.
 - Co? Teraz czytasz w moich myślach? - denerwuję się.
 - Dopiero teraz zauważyłaś? - dziwi się Aileen. - Mnie Light sprawdza od początku.
 - W takim razie Benji się nie chwalił - odpowiadam jej.
 Dziwnie jest tak rozmawiać z kimś w takiej samej sytuacji. Prawie jakbym miała koleżanki.
 Rozglądam się po obecnych ludziach.
 - To on mnie zabił - wskazuje Mella na jakiegoś faceta koło trzydziestki.
 - Nieźle... Co mu zrobiłaś? - pyta z zaciekawieniem Benji. Widać że też nie ma doświadczenia w niektórych sprawach.
 - Śledziłam go, trochę groziłam...
 - A ja myślałam, że ty jesteś z nas najgrzeczniejsza - wyjawia Aileen.
 - No cóż, ode mnie jest na pewno - rzucam na te słowa.
 - A ty jak zginęłaś? - pyta mnie Damon, ale po nim widać brak zaangażowania.
 - Zastrzelili mnie.
 Słysząc to Aileen cicho gwiżdże a Mella szeroko otwiera oczy. Aniołki nie reagują zbyt żywiołowo.
 - Tak, tak... Ale to wina Olivera - wskazuje na byłego kolegę z klasy.
 - Serio? - dopytują dziewczyny.
 - Echem... Zwiałabym glinom, ale ten musiał mnie przytrzymać - wyjaśniam.
 - A teraz jesteś jego stróżem, więc się pilnuj - dodaje Benjamin.
 - Masz podopiecznego? Myślałam że tylko mnie kopnął ten zaszczyt.
 - Ja też mam, moją ciotkę Annę.

Gawędzimy tak jeszcze chwilę gdy zauważamy, że w naszą stronę idzie Oliver.
 - Ej, jakim cudem on nas widzi? - pyta zadziwiona Aileen.
 - Myślałam, że to normalne, mnie on widzi od zawsze, a to, że was widzi... No nie wiem, Benji możesz to wyjaśnić?
 - Hmm... Wydaję mi się , że wasz kolega ma po prostu bardzo dobry Wzrok.
 - Wzrok? Co ty pieprzysz? - denerwuje się, a Damon i Aileen cicho chichoczą.
 - Panuj nad sobą trochę. Wzrok, nie taki normalny, tylko Wzrok do rzeczy nadnaturalnych. Pisze się to dużą literą.
 - Dobra, dotarło.
 - Cześć Wam wszystkim - wita się Oliver. Czasami rozbraja mnie jego pewność siebie, chociaż dopiero niedawno tak naprawdę go poznałam.
 - Cześć Oliver - mówią razem Mella i Aileen.
 - Dziewczyny, przykro mi z waszego powodu.
 - Och, daj spokój, jest okej.
 - Oliver, masz świadomość że właśnie rozmawiasz ze ścianą? -  pytam lekceważąco.
 - W takim razie bardzo interesująca ta ściana.

 Oliver rozmawia z Aileen i Mellą o Wzroku, bo jak zdążyłam wywnioskować ich podopieczni nie mogą ich dostrzec. Ja tymczasem obserwuje mój pogrzeb.
 - Nie rozumiem jak ta durna baba śmiała tu przyjść - mówię w pewnym momencie.
 - Kogo masz na myśli? - interesuje się Damon.
 - Moją byłą sąsiadkę. To też pośrednio jej wina, ona wezwała gliny. Ach, pewnie przyszła pocieszyć biednego Samuela...
 - Benjamin nie zazdroszczę ci twoja uczennica da ci jeszcze popalić - szczerzy się Light.
 - No fakt. Nieźle ci wybrali na początek - dodaje Damon.
 - Jak na razie nie mam z nią większych problemów - chwali mnie jednak mój opiekun.

Po pogrzebie pierwszy raz udaję się do Ciemności, aby jak tłumaczył mi Benji - odzyskać siły. Dziwne, bo nie czułam się tak jakbym tego potrzebowała.
 - Ty jesteś niezwykła, wiesz? - spytał mnie chwilę przedtem mój opiekun.
 - Tak, wiem, nie musisz mi mówić.
 - Nie o to chodzi. Twój podopieczny ma niesamowicie dobry Wzrok, a ty... Masz mnóstwo siły jak na początkującą. Może to przez takie połączenie, ale czyżby to było dzięki Olivierowi? Albo on dzięki tobie?
 - Wiesz, nie jestem za bardzo zmęczona, ale już wole iść do tej ciemności niż słuchać twojego mamrotania.
 I tak pierwszy raz wylądowałam w miejscu-nicości.

niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 3 - Mella



Rozdział 3 - Mella Carla Grant 


 Otworzyłam oczy, nadal byłam w ciemnościach. Czuje się już...silna. Gdy wyszłam z tego jakiegoś pomieszczenia, byłam w niebie. Zauważyłam, że Damon, i Lesander o czymś dyskutują, widziałam, że rozmawiają o mojej sukience, która zrobiła się ciemniejsza? Dziwne... Podeszłam do nich, i się przysłuchiwałam ich rozmowie.


- Ona nie powinna tak robić Damon!!
- To moja wina niby?!
- No chyba nie moja!! Miałeś jej pilnować.
- Ejj!!! wiem, że rozmawiacie o mnie, ale co ja takiego zrobiłam?
- Tak! Robisz złe rzeczy Mella, widzisz, twoja sukienka jest ciemniejsza!
- Lesander, to nie moja wina, że Victor tak na mnie działa, że mam ochotę mu coś zrobić.
- Nie rozumiem jednego, skąd ty miałaś tyle siły. Jesteś nowa, nikt tyle nie ma nigdy.
- Posłuchaj Lesander, moja ciocia jest w niebezpieczeństwie, nie spocznę, do puki ten typ nie zginie!

Wkurzona na maksa, odwróciłam się, i wybrałam się na ziemię. Tu czuję się lepiej, niż tam u nich. Dobrze, że żaden z nich, za mną nie przybył, choć wiem, że długo to nie potrwa. Błąkając się po parku, zauważyłam Chrisa. Siedział sobie na ławce, coś oglądając. Podeszłam do niego, zauważyłam, że oglądał u siebie na telefonie, moje zdjęcia. Przypomniało mi się, że rok temu, przyjaźniliśmy się. Zatrzymał się na zdjęciu, gdzie jestem ja i on, cali w mące .Widziałam, że się uśmiechnął, ja też się uśmiechnęłam. Ktoś dzwonił do Chrisa.

- Halo, skąd ma pani mój numer?
-Tak, będę.
- Dobrze, przyjdę po panią.
- Do widzenia pani Anno.

Anno?? zaraz, Chris rozmawiał z moją ciotką. Chwila, który jest dzisiaj? Przez 5 minut myślałam, aż w końcu, okazało się, że dzisiaj jest mój pogrzeb... Spałam 3 dni? Myślałam, że godzinę, dwie maks. No cóż, będę musiała się to tego przyzwyczaić. Chris wstał, i szedł w stronę swojego domu, tam ubrał się na czarno, jak należało na pogrzeb. Potem poszedł do mojego domu, zapewne po ciocię. Gdy weszłam do domu, Anna kończyła się szykować, poszła otworzyć drzwi Chrisowi, a ja poszłam sprawdzić, co robi Victor. Gdy do niego podeszłam, pojawił się Lesander i Damon.

- Co wy tu robicie?
- Pilnujemy cię, znaczy ja, bo Damon to chyba nie potrafi.
- Człowieku daj spokój, sam byłeś kiedyś, jak ona, i robiłeś, więc się jej nie czepiaj!
- To było dawno Damon.
- Uspokójcie się!!

Oboje spojrzeli na mnie, Damon gdzieś się ulotnił, a Lesander został.

- Czego ty się go tak czepiasz?
- Bo robi źle! On jest pół dobry, pół zły.
- I co z tego?? On mi wtedy w niczym nie pomógł, nie chciał mi powiedzieć, jak siły użyć! sama do tego doszłam!!
- Rozumiem, ale ja też jestem twoim opiekunem, i moim zadaniem, jest ciebie uczyć panować nad siłą, bo nie wiesz, do czego jesteś jeszcze zdolna.
- Ale się dowiem!!

- Stwierdziłam, że dziś dam spokój Victorowi, niech zna moje dobre jeszcze serce. Opuściłam Lesandera, i poszłam szukać Damona. Nigdzie go znaleźć nie mogłam. Po długich poszukiwaniach znalazłam go na cmentarzu? Dziwne, ale ważne, że się znalazł.

- Damon.
- Co ty też chcesz mówić, jaki to ja jestem zły?
- A czy coś powiedziałam do tej pory. Nawet cię broniłam, a ty już mówisz, że na ciebie wrzucam!
- Mella, przepraszam.
- Pomyśl najpierw dobra.

Co za zły dzień, co ja takiego dziś zrobiłam?! Zrozpaczona poszłam od Damona, i znalazłam się na swoim pogrzebie. Dużo osób przyszło, kto by pomyślał...Znalazłam Anne siedzącą na ławce, a koło niej siedział Victor? Kto by pomyślał, że człowiek który mnie zabił, przyjdzie na mój pogrzeb. Stanęłam koło Anny, zebrałam siły w palcach dotknęłam jej ramienia. Trochę siły straciłam, ale co tam. Zauważyłam, że nie tylko mój pogrzeb się odbywał, był jeszcze dwóch dziewczyn, które zginęły tego samego dnia co ja. To było dziwne...Chodziły ze mną do szkoły, nie miałam z nimi dobrego kontaktu, wiem jedynie, że jedna nazywa się Aileen i Nadya. Dostrzegłam, że stoją za rogiem, przyglądając się swoim własnym pogrzebom. Podeszłam do nich.

- Cześć dziewczyny.
- Mella, co ty? też nie żyjesz?
- Jak widać Aileen. Co was też nie opuszczają opiekunowie?
- Mi to nie przeszkadza.
- Chociaż tobie Nadya.
- Co? Co on tu robi?? Ty go znasz?? (...)

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 3- Aileen

Rozdział 3- Niebyt- Aileen Desire Rivera

Dob­roć po­lega na sza­nowa­niu i kocha­niu ludzi bar­dziej niż na to zasługują. 

To było takie żałosne...Zginęłam z własnej winy...To nie Nate mnie zabił. On tylko strzelił, ale nie do mnie...Strzelił obok bo nie mógł mnie zabić...Ale ja się cofnęłam...i spadłam.
Pamiętam tylko, że Nate podbiegł i spróbował jeszcze chwycić moją dłoń jednak ja już byłam w połowie drogi na cholernie twardą ziemię...Żałosne. Sama się zabiłam. Samobójstwo? Hmm..
-Przypomniałaś sobie?-Light spojrzał na mnie z troską co mnie zirytowało. Nie potrzebuję współczucia ani troski innych. Już od bardzo długiego czasu radzę sobie sama i nawet teraz- kiedy jestem aniołem to się nie zmieni.
-Gdzie Nate?-zapytałam bez emocji, zmieniając temat.
Light wskazał palcem na mężczyzn stojących przy karetce. Jednym z nich był Nate a pozostali to ratownicy medyczni.. Nagle ja i Light znaleźliśmy się tuż obok nich. Słyszałam dokładnie o czym rozmawiają.
-Rozumiem, więc to był wypadek.
-Tak. Nawet jej nie dotknąłem.
-Nie nasza sprawa oceniać. Tym zajmie się policja. Są już w drodze.
Kiedy ratownicy medycznie rozeszli się Nate podszedł do ich, jak wywnioskowałam szefa i zapytał cicho:
-Mam do pana takie głupie pytanie...czy ona na pewno nie żyje?
-Wiem, że to dla ciebie trudno, ale tak. Upadek z takiej wysokości- mężczyzna pokręcił głową- nikt by tego nie przeżył.
-Rozumiem.-Nate odszedł a ja miałam wrażenie, że dostrzegłam na jego policzku łzę...
-Czy on mnie widzi?-zapytałam Lighta. Przestraszyłam się bo mój głos wyraźnie się łamał.
-Nie. Również nas nie słyszy chyba, że tego zechcesz.
-Zechcę?
-Tak. Jeżeli zechcesz mu się ukazać wtedy cię zobacz. Tak samo kiedy zechcesz mu coś powiedzieć lub przekazać. Możesz również wnikać do jego myśli i wspomnień aby podrzucić mu...no nie wiem jak to nazwać...pomysły. Dobre pomysły.
-Oo świetnie!- ucieszyłam się zwłaszcza na część o wnikaniu do jego myśli i wspomnień.
-Jednak to nie takie proste Aileen. Aby to zrobić potrzebujesz więcej siły.
-O matko...Zawsze jest jakiś haczyk. A co mogę zrobić żeby zdobyć tą siłę?
-Dobre rzeczy. Po prostu go pilnuj. To wystarczy.
-Ale nie mogę z nim nawet porozmawiać...- w tej chwili pożałowałam swojego wyboru. Przebywanie non stop z Nate'm nie mogąc się do niego odezwać może być trudne. - Czy mogę zmienić osobę, której będę strzegła?
-Haha na kogo niby?
-Hmm...-pomyślałam przez chwilę. W sumie racja. Kogo niby mogłabym strzec? Może tą głupią laleczkę z lombardu? Haha. O nie. Na pewno nie.- Dobra. Zapomnij.-urwałam dyskusję. Light i ja obejrzeliśmy się za siebie na nadjeżdżający radiowóz. Wysiadło z niego dwóch policjantów, którzy podeszli do Nate'a.
Przez jakieś dziesięć minut chłopak wyjaśniał im co tu się stało i muszę przyznać, że przekręcił kilka faktów.Według niego miałam depresję i to ja zadzwoniłam aby się z nim tutaj spotkać. Dlatego próba samobójcza go nie dziwi. To nawet nie takie głupie. Moi rodzice również widzieli, że coś jest nie tak więc pewnie go poprą. Mimo to funkcjonariusze nie byli zadowoleni z jego zeznań więc postanowili zabrać go na komisariat. Light i ja znaleźliśmy się tam na krótko przed nimi. Nic nie wskazywało na to, że Nate kłamie więc śmierć Aileen uznano za samobójstwo jednak większość ludzi nazywała to "nieszczęśliwym wypadkiem".
Przez następny tydzień byłam wszędzie gdzie był Nate...czyli zazwyczaj w kasynach. Nie wracał do domu tylko spał u kumpli. Zazwyczaj działo się tak, ze balowali całą noc z godzinę wcześniej poznanymi dziewczynami i wtedy ja i Light znikaliśmy na jakiś czas.
-Co to za miejsce?-zapytałam kiedy sytuacja znów się powtórzyła.
-Nie wiem. Ono nie ma nazwy a przynajmniej nie oficjalnej. Różnie na ni wołają. Jedni Ciemność inni Światłość a jeszcze inni Niebyt. Osobiście preferuję to ostatnie.
-Niebyt? No i po co to?
-Tutaj możemy odpocząć i odzyskać siły a także zdobyć nowe. To tutaj będziesz ćwiczyła. W końcu chciałabyś się kiedyś zmaterializować aby Nate cię zobaczył czyż nie?
-No. To kiedy zaczynamy te lekcje?
-Teraz. W końcu twój Nate jest...zajęty.-Light podstępnie się uśmiechnął.
-Pff. Wisi mi to. Zacznij mnie  w końcu uczyć Light!
-Dobrze, ale od tej pory mów na mnie mistrzu.- wyszczerzył zęby przy czym wyglądał naprawdę nieziemsko. Udzielił mi się jego humor więc również postanowiłam pożartować.
-Nie będę twoim padawanem- odwzajemniłam uśmiech jednak trochę bardziej zadziornie.
-Padawanem? Co to?
-Kto to raczej. Hahaha widzę, że nie oglądałeś Gwiezdnych Wojen co?
-Nie. Za moich czasów nie było czegoś takiego.
-Za twoich czasów? Zdradź mi coś więcej mistrzu.
-Dobrze, ale najpierw wyjaśnij mi kto to padawan.
-Cóż...uczeń. Teraz twoja kolej.
-Więc, mój padawanie...jestem od ciebie o wiele starszy i bardziej doświadczony w pewnych dziedzinach życia. Nie pochodzę z XXI wieku jak już pewnie się zorientowałaś. W fachu anielskim jestem dość długo...Ile byś mi dała?
-Lat? Powiedzmy...z wyglądu 18 z charakteru 8 a tak ogółem to...376.
-376? Wow trafiłaś.
-Serio?!
-Nie. Nie byłaś nawet blisko. - znów pokazał swoje zęby.
-Hah, więc ile w końcu? Gadaj!
-To pozostanie moją mała tajemnicą.
Jeszcze przez jakiś czas trochę pożartowaliśmy, ale musiałam wziąć się w garść. Już jutro w czasie ludzkim (anioły liczą czas inaczej. Właściwie to oni go nie liczą. Dla nich jest tylko Tu i Teraz) odbędzie się mój pogrzeb.

czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 3 - Nadya

Rozdział 3 - Początek anioła- Nadya Wylla Sherwood


Chcesz być szczęśli­wym przez chwilę? Zemścij się. Chcesz być szczęśli­wym zaw­sze? Przebacz. -  Henri Lacordaire

  Patrzenie na twarz Olivera sprawia mi radość. Nie mam pojęcia dlaczego. Może dlatego, że wydaje mi się przerażony. Wydaje mi się. Bo wcale nie jest. Jest zdziwiony, może trochę... szczęśliwy? Tak, to to. Wydaję mu się że ożyłam. Że mnie nie zabił. Pudło, bracie.
 Pomyślałam, że nie ma sensu na włóczenie się po mieście. Po chwili wróciłam do mojego ciała, no i niestety do Olivera.
 - Zabiłeś mnie - mówię prosto z mostu, spokojnie. Jestem opanowana.
 - To co tu robisz? - pyta, wreszcie zaniepokojony.
 - Wróciłam cię nękać - odpowiadam z uśmiechem - Nawet po śmierci jestem wariatką.
 - Nie... ja nigdy...Czekaj. Nie rozumiem - chłopak stracił kontrole. Nie wie co mówi, co się wokół niego dzieje. I najwyraźniej zapomniał że obok niego materialną część mnie pakują do worka na trupy.
 - Spójrz - nakazuje, wskazując na otoczenie - Mnie już nie ma. Dzięki tobie. Gratuluję.
 Powoli do niego dociera. Wygląda jakby miał się rozpłakać, ale wiem, że tego nie zrobi. Faceci i ich duma...
 - Jesteś duchem?
 - No raczej. Poza tobą nikt mnie nie widzi. Uważaj, jeszcze cię wezmą za czubka. Rozmawiasz ze ścianą.
 - Dlaczego ja?
 - Dlaczego nie?
 - To dlatego, że ja... Moja wina...
 - W pewnym sensie. Tam na górze. Miałam wybrać, wybrałam ciebie.
 - Możesz mówić jaśniej?
 - Jestem twoim aniołkiem, chłopcze.
 - Jak to ?!!!
 - Hmm.... No normalnie.

Jesteśmy zajęci kłótnią, a w pewnej chwili do Olivera podchodzi lekarz.
 - Dobrze się czujesz? - pyta z troską.
 - Tak. Ja muszę pójść do domu. Przespać się.
 - Przykro mi. Policjanci chcą zabrać cię na komisariat. Złożysz zeznania i będziesz wolny.

Wraz z glinami jedziemy na komisariat. Jasne, mnie widzi tylko Oliver.
 - Więc, nazywasz się Oliver Quickwell - policjanci i ich sposoby przesłuchiwania. Żenada.
 - Tak.
 - Nadyę Sherwood znałeś ze szkoły?
 - Już mówiłem, że tak.
 - Spokojnie. Opowiedz nam jeszcze raz dokładnie co się wydarzyło.
 Przyglądam się wszystkiemu z boku. W pewnej chwili zauważam kij bejsbolowy. Skąd on tu? Nie mam pojęcia. Pewnie to własność jakiegoś gangstera. Próbuję go chwycić, ale bezskutecznie. Oliver mnie obserwuje. Idiota, nie wie, że dla otoczenia wygląda jak szaleniec.
 - No więc szedłem ulicą, wracałem ze sklepu. Zobaczyłem Sher... Nadyę. Złapałem ją. Nie wiedziałem o pościgu. Błagała żebym ją puścił - słuchając go zamieram. Oliver patrzy mi prosto w oczy. A ja staram się nie odwracać wzroku. Mam z tym problem, pierwszy raz w życiu. Znaczy pierwszy raz w mojej egzystencji. Już nie życiu.
 - Proszę mówić dalej.
 - Miałem ją puścić. Już ją puściłem. Już prawie uciekła. Kilka sekund i by żyła.
 - Ale nie zdążyła...
 - Nie. Nie powinien strzelać. Nie stawiała oporu. Ucieczka to nie opór. Nie powinien strzelać. Ja nie powinienem jej zatrzymywać...
 - Dobrze. Dziękujemy panu. To wszystko, może pan odejść. W razie potrzeby skontaktujemy się z panem.

 Idziemy ulicą. Wiem, że idziemy do domu chłopaka. Jego matka już wie co się stało. Przytula go bez słów i pozwala iść do swojego pokoju. Siedzimy w ciszy.
 - Masz rodzeństwo? - pytam z nudów.
 - Starszego brata. Ale z nami nie mieszka.
 - A twój stary?
 - Jest w pracy.

Wstaję i rozglądam się po pokoju. Zwykłe pomieszczenie. Łóżko, biurko, szafa, telewizor, komputer. Nudy...
 Wtedy coś mi się przypomina.
 Benji!!! Benjamin!!! - myślę ze skupieniem. Widocznie dziwnie wyglądam, bo Oliver pyta.
 - Dobrze się czujesz?
 - Jestem duchem, ja nie czuję!
 - A. Sorry.
 I wtedy pojawia się Benjamin.
 - Wzywałaś mnie, aniołku?
 - Tak. I nie mów do mnie aniołku.
 - Kto to? - pyta Oliver.
 - Widzisz go? - dziwie się
 - Pozwalam mu na to - odpowiada za niego Benji - Czego chciałaś?
 - Czemu nie mogę dotykać przedmiotów.
 - Możesz. Ale musisz się tego nauczyć. Skup się, jakoś dasz radę.
 - Niezły z ciebie nauczyciel.
 - Kto to? - znowu pyta Oliver.
 - Mój opiekun Benjamin.
 - Anioł?
 - Tak.
 Do późna siedzimy ucząc mnie sztuczek różnego rodzaju. A Oliver obserwuję nas z fascynacją i zdumieniem. Mimo to, chyba się zemszczę.

środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 2- Mella



Rozdział 2- Między dobrem, a złem- Mella Carla Grant.


Nigdy się tak dziwnie nie czułam. To było dziwne...nie czuć nic. Gdy otworzyłam oczy, oślepiło mnie światło, lecz zaraz się do niego przyzwyczaiłam. Gdy wstałam, spojrzałam na siebie, byłam ubrana w lekko granatową, długą sukienkę. Nawet mi się podobała. Zaczęłam się rozglądać, gdzie ja jestem..po paru minutach, uświadomiłam sobie, że ja umarłam. Ach ten Victor, nie wytrzymał. Nagle ktoś kaszlnął, gdy się odwróciłam, zobaczyłam dwóch chłopaków. Jeden był ubrany na biało, drugi na czarno. Czyżbym trafiła do nieba??

- Co się tak patrzycie?- zapytałam.
- Miła jak zawsze.- odpowiedział w czarnym ubraniu.
- Przepraszam za niego, on taki zawsze. Jestem Lesander, a to Damon.
- Nie przepraszaj, jestem Mella.
- Wiemy- powiedzieli oboje na raz.
- Taaa? A niby skąd?
- Obserwowaliśmy cię ostatnio- powiedział Lesander.
- Dobrze wiedzieć. Czy ja jestem w niebie?
- Ale jesteś mądra.- odpowiedział Damon.
- Och dziękuje, na prawdę.
- nie ma za co.
- Tak, umarłaś i teraz jesteś tu, coś nie byłaś aniołkiem, z tego co widać.- powiedział Lesander pokazując na mój strój.
- No fajnie, wręcz zajebiście. Ale zaraz, skoro ja jestem w niebie, to dlaczego on( wskazując na Damona ) jest tu, a nie w piekle?.- spytałam zdziwiona.
- Miałem sprawę do załatwienia, między innymi z tobą.- odpowiedział Damon.
- Hee?
- To prawda Mella, nie wiemy gdzie cię wysłać. Dlatego masz misję.- Powiedział Lesander.
- Jaką misję?
- Wybierz sobie kogoś bliskiego, będziesz jego aniołem stróżem.
- Już wiem!!! Anna!!- krzyknęłam.
- Twoja ciocia mam rozumieć.- oznajmił Lesander.
- Taak!!
- Dobrze, my jako twoi opiekunowie, będziemy cię pilnować, na zmianę. Teraz pójdziesz z Damonem. On ci wszytko wytłumaczy.
-No niech będzie.- oznajmiłam.

Lesander gdzieś sobie znikł, a ja zostałam sama z demonem, dziwnie się czuje w jego obecności...Damon powiedział, żebym pomyślała o swojej cioci, a się do niej przeniesiemy. Tak jak kazał, tak zrobiłam. Znalazłam się w moim pokoju. na łóżku siedziała właśnie moja ciocia...opłakiwała mnie. Nagle, po policzku spłynęła mi łza, szkoda mi jej było, gdy na nią patrzyłam. Chciałam jej dotknąć, lecz nie mogłam..dlaczego??

- Dlaczego nie mogę?!- zapytałam.
- Nie masz jeszcze tyle siły kochanie, jesteś świerzakiem.- oznajmił.
- Jak mogę mieć tyle siły, żeby ją dotknąć?
- Musisz sama do tego dojść.
- Ale jak?
- Ja ci tym bardziej nie powiem, nawet nie masz na co liczyć- podszedł do mojej półki ze zdjęciami i zaczął je oglądać.
- Dzięki kurde za pomoc.

Zdenerwował mnie ten koleś, ale cóż muszę sobie sama poradzić, podeszłam do biurka, leżały na nim wydrukowane klepsydry, z informacją, że umarłam. Spojrzałam na dzień pogrzebu..za trzy dni. Od razu poszłam na dół, jak zwykle siedział tam Victor, stanęłam na przeciwko niego, przyglądając mu się tak z 15 minut, a mi Damon, postanowiłam, że zemszczę się na nim, za to, że mnie zabił, lecz gorzej będzie dla niego, jeśli coś się stanie Annie. Spojrzałam na Damona który, patrzył na mnie, chciałam by powiedział mi, jak mam użyć siły. Nie udało się. Wzięłam flamaster czerwony, zamknęłam oczy i skupiłam się na ręce. Po paru minutach prób, w końcu się udało, na przeciwko Victora napisałam " To nie koniec". Chyba go zatkało, bo wstał migiem, zawołał Anne, żeby zobaczyła. Oboje byli przestraszeni, nie chciałam cioci straszyć, ale tego gnoja bardzo...wiec napisałam jeszcze na ścianie " ZEMSZCZĘ SIĘ VICTOR!!! ". Nagle zaczęłam być już bezsilna...chyba już straciłam siłę. Spojrzałam tylko na Damona. On mnie wziął na ręce i zabrał w ciemność?

- Gdzie ja jestem- powiedziałam ostatnimi siłami.
- W ciemności, tutaj odpoczywamy, gdy stracimy siły- odpowiedział.

Nie miałam siły, żeby mu odpowiedzieć, tylko od razu...zasnęłam.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 2- Aileen

Rozdział 2- Druga szansa- Aileen Desire Rivera




Trud­no jest dać ko­lejną szansę dru­giej oso­bie, lecz cza­sem oka­zuje się, że naj­trud­niej jest ją dać sa­memu sobie. 

Gdzie ja jestem?- nie miałam siły aby wypowiedzieć te słowa na głos. Albo raczej próbowałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Dźwięk, który wydobywał się z moich ust gdzieś umykał zanim ktokolwiek zdołałby go usłyszeć i zrozumieć. Rozejrzałam się dookoła. Leżałam właśnie na łące w otoczeniu kolorowych kwiatów. Taki sceny widziałam wiele razy na filmach. Łączyło je zawsze to samo- śmierć. Musiałam więc umrzeć. Czy to Nate mnie zabił? Próbowałam wrócić w myślach do tamtej chwili jednak bezskutecznie. Wiedziałam, że coś się stało. Podniosłam się z ziemi. Poczułam lekki powiew wiatru. Był on niezwykle spokojny i delikatny. Zamknęłam oczy aby móc lepiej go poczuć. To było przyjemne. Nagle usłyszałam szum rzeki a raczej małej rzeczki. Podeszłam bliżej. Była tak czysta, że dało się w niej bez prblemu zauważyć pływające ryby. Tak samo jak kwiaty było różnokolorowe. Zanurzyłam swoją dłoń w rzeczce jednak nic nie poczułam...Nie poczułam tego zimnego dotyku wody ani tego, że mam mokrą rękę. Przestraszyłam się, no ale i tak musiałam przyznać, że ta sytuacja nie była normalna. Teraz tylko utwierdziłam się w tym, że nie żyję. W myślach zaśmiałam się nerwowo. Jeszcze nigdy nie czułam się tak jak teraz. Spokój. Błogość. Nie mogłam sobie przypomnieć tych wszystkich złych momentów w moim życiu. Nie mogłam a chciałam. Chciałam wiedzieć co ja tu robię i skąd się tutaj wzięłam.
-Witaj.-nagle usłyszałam jakiś głos. Brzmiał niesamowicie czysto. Nie dało się wyczuć żadnej chrypki ani zawahania...Odwróciłam się by zobaczyć do kogo należy. Za mną stały dwie osoby. Jedną z nich była niewysoka dziewczyna o blondwłosach i sympatycznie wyglądającej twarzyczce- nie cierpiałam takich, natomiast drugą osobą był wysoki, mężczyzna również blondyn. To on do mnie zagadał a teraz zachęcająco się uśmiechał. Moja mina musiała wskazywać na to, że jestem przestraszona lub zdziwiona bo dziewczyna powiedziała:
-Nie bój się, nic ci nie zrobimy. - lekko się zaśmiała a ja miałam ochotę jej przywalić
-Oj nie ładnie- wtrącił chłopak- My tutaj nie używamy przemocy.
Czytał mi w myślach?
-Kim jesteście?
-Ja jestem Graciella a to jest Light. Będzie twoim opiekunem.
-Opiekunem? A po co mi opiekun? Gdzie ja jestem w ogóle? Nie żyję? Skoro tak do dlaczego mówię? Jesteście aniołami?
-Bingo- chłopak znów się uśmiechnął. Wyglądał wtedy naprawdę nieziemsko przystojnie...-Dzięki.-odparł a ja się zarumieniłam.
-Czy mógłbyś mi łaskawie nie czytać w myślach? Dziękuję- powiedziałam jadowicie.
-No więc, odpowiadając na toje liczne pytania- teraz wtrąciła się dziewczyna. Postanowiłam uważać na to co myślę...-Light od teraz będzie twoim opiekunem, który ma cię wtajemniczyć a te wszystkie anielskie sprawy. Jesteś teraz w miejscu między światami. Czasu tutaj nie ma. Ciał zresztą też nie. W tym miejscu mogą przebywać jedynie dusze. I widzę, że twoja nieźle nabroiła- Graciella znów "przyjaźnie" się uśmiechnęła.
-Nabroiła? Pff..- zauważyłam jak Light wskazuje na swoją bluzę więc odruchowo popatrzyłam na swoją...ale zaraz, czemu mam na sobie jakąś czarną bluzę?- Skąd to się...- zaczęłam, obmacując nowe ubranie.
-Owa bluza jest odzwierciedleniem twoich uczynków. Widać nie jest z tobą za dobrze.
-Rozumiem, rozumiem. Mam czarną bluzę czyli jestem zła. Czemu więc mam mieć opiekuna zamiast od razu pójść do piekła?
-Bo dostałaś drugą szansę?- dziewczyna zapytała sarkastycznie, widać, ze była już zmęczona tym ciągłym tłumaczeniem mi według niej najprostszych rzeczy.
-To fajnie...
-No więc od teraz będziesz aniołem stróżem i jeżeli wszystko się powiedzie czego ma własnie dopilnować Light to twoja bluza będzie bialutka i będziesz mogła pójść do Raju! Teraz już rozumiesz?
-Ta.
-Świetnie! Light zostawiam ją tobie. Paa- dziewczyna zniknęła. Hmm, skoro była aniołem to powinnam na nią mówić anielica.
-Więc Light, jestem teraz aniołem?
-Można tak powiedzieć. Ale nie oficjalnym. To stan przejściowy.
-Przejściowy?
-Tak. Przejściowy.
-Eh, a kogo mam być aniołkiem co?- zachowywałam się trochę infantylnie, ale ta cała sprawa z "aniołowaniem" bardzo mi się podobała.
-Tego nie wiem. Wybierz osobę...
-Nate! Wybieram Nate'a Summers'a!-przerwałam mu.
-Eee...czemu?
-Jak umarłam? Powiedz!- on na pewno to wiem a ja po prostu musiałam się tego dowiedzieć...
-Po co ci to wiedzieć? To i tak niczego nie zmieni...-Light był trochę poddenerwowany.
-No, ale mam chyba prawo wiedzieć jak zginęłam!
-Dowiesz się tego, ale na pewno nie ode mnie.
-Czemu?
-Bo nie.
-No weź...- zaczął się ze mną droczyć...normalnie wkurzyłoby mnie taki coś, ale z jego strony to bardzo mi się podobało.
-Czyli chcesz zostać aniołkiem Nate'a Summers'a? Ok.
Nagle nie byliśmy już na łące tylko na wieżowcu. Widziałam dookoła światła...Pochodziły one od karetki i straży pożarnej...Przypomniałam sobie wszystko.

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 2 - Nadya

Rozdział 2 - Odrodzenie - Nadya Wylla Sherwood

 Marzę o cof­nięciu cza­su. Chciałbym wrócić na pew­ne roz­sta­je dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczy­tać uważnie na­pisy na dro­gow­ska­zach i pójść w in­nym kierunku - Janusz Leon Wiśniewski 

 Pierwszy raz od dawna nic nie czuje. Nie jest mi już zimno, nie myślę o żadnym pościgu. Nie chce mi się jeść, spać.
 Otwieram oczy i oślepia mnie blask słońca. Po chwili oczy przyzwyczajają się do światła i mogę się rozejrzeć. Nie mam pojęcia gdzie jestem, ale nie obchodzi mnie to.
 Otaczają mnie góry. Ja leże na łące pełnej kwiatów. Czerwonych, fioletowych, białych. Ich zapach prawie mnie odurza. Niedaleko jest jezioro. Wiatr sprawia, że powstają na nim fale. Powinno być chłodno, ale moja skóra nie odczuwa wpływów przyrody. Nagle słyszę śpiew jakiegoś ptaka. Nie wiem jakiego, Nigdy nie opuszczałam Londynu, nie znam więc takich dźwięków.
 Chmury płyną powoli, czas mija, a ja dopiero po pewnym czasie uświadamiam sobie co się ze mną stało. Błogi spokój odchodzi, zastępuje go nienawiść. Nienawiść do całego świata, do faceta, który strzelił, do durnej sąsiadki, do mojego brata i do Olivera Quickwella. Do niego w szczególności. To on zniszczył wszystko. Chciałabym żeby czuł to co ja teraz. Ciekawe jak on zareagowałby na stratę wszystkiego.
 - Nie myśl o nienawiści bo to zaprowadzi cię w złą stronę - słyszę damski głos. Za mną stoją dwie postacie. Kobieta i mężczyzna. A raczej dziewczyna i chłopak.
 Kiedy ona się odzywa moje otoczenie nagle się zmienia. Teraz wszystko zaczyna płonąć. Jezioro wysycha. Góry przed chwilą zarośnięte drzewami stają się zwykłymi skałami. Mam w głowie mnóstwo pytań. Co tu robię? Czy umarłam? Gdzie właściwie jestem? Co się ze mną stanie? Kim oni są?
 Ale nie zadaję ich. Nie dam im tej satysfakcji. Szybko się opanowuję, a moja kraina wraca do pierwotnego stanu.
 - Co za samokontrola - rzuca chłopak. Dopiero wtedy bardziej przyglądam się przybyszom. Mają na sobie jasne szaty. Dziewczyna prawie białe, ale jeszcze nie do końca. Jej spódnica wygląda jakby była lekko niedoprana, a bluzka idealnie zgrywa się kolorem. Krój jest zwyczajny, nic nie odsłania. Wygląda prawie jak zakonnica. Chłopak ma niebieskie spodnie i t-shirt w tym samym kolorze z nadrukiem - Team Angels. Prycham.
 - Fajne kubraczki - odzywam się i ledwo poznaję własny głos. Zniknęła chrypa którą miałam od kilku miesięcy. Dziewczyna pozostaje niewzruszona a chłopak uśmiecha się pobłażliwie.
 - Sama nie jesteś lepsza - odpowiada. Oceniam swój strój. Muszę przyznać mu rację. Mam na sobie taką samą bluzkę, ale w kolorze granatu, prawie czarną. Na szczęście zamiast spódnicy mam spodnie, też prawie czarne, ale chociaż wygodne.
 - Spokój już - komenderuje dziewczyna. Widać kto tu rządzi. - Witaj Nadyo. Nazywam się Graciella, a to jest Benjamin. Zapewne nie wiesz co tu robisz. Zdradzę ci tylko że dostałaś drugą szansę. Benjamin będzie twoim opiekunem. On wyjaśni ci wszystko. Bądź dla niego wyrozumiała. Dla niego to też pierwszy raz. Dziewczyna rozpływa się w mgiełce, przez chwilę widzę jeszcze błysk złota w miejscu w którym zniknęła,
 - Więc, Nadyo. Jak widzę sporo przeskrobałaś w życiu, ale nie martw się jest dla ciebie szansa. I to bardzo duża, inaczej daliby ci kogoś bardziej doświadczonego. Nie mówię, że jestem amatorem, ale według niektórych wszystko mogę sknocić, co prawda ja tak nie uważam, ale.. - trajkotanie Benjamina doprowadza mnie do zimnej pasji.
 - Przystopuj Benji. Przestań skupiać się na sobie i wyjaśnij o co tutaj chodzi.
 - A tak, pyskata jak widzę. Więc, kochanie po pierwsze - jesteś aniołem. Po drugie ...
 - Czekaj... Co takiego?
 - Tak, maleńka. Jesteś aniołem. Nie wiem dlaczego, średnio się nadajesz, ja bym ci dał oczyszczenie, ale ja od tego nie jestem.
 - Słuchaj, nie jestem maleńka - przepraszam bardzo mam metr sześćdziesiąt osiem wzrostu - I przestań pieprzyć o aniołach. Umarłam, tyle wiem.
 - Umarłaś, dostałaś drugą szansę. Pytanie jak ją wykorzystasz. Nie lubię zbyt wiele tłumaczyć. Po kolorze twojego kubraczka widzę, że trochę w życiu psociłaś. Dlatego dostaniesz statut stróża. Nie ja ustalam zasady. Mam tylko jedną prośbę. Pomyśl o kim kogo najbardziej nienawidzisz. Potem możesz mi pyskować ile chcesz.
 Dałam sobie spokój, może chłopak wie co mówi. Pomyślałam o Samuelu, ale to nie działało. W myślach krążyła mi twarz Olivera. Tak on jest tym którego najbardziej nienawidzę.
 - Widzę, że już podjęłaś decyzję. Przyznaję, szybko ci poszło. Ja się męczyłem chyba z godzinę. Ale dobrze. Twój wybór padł na Olivera Quickwella. Zrozumiałe. Dobrze, więc Nadyo Wyllo Sherwood, a właściwie stróżu Nadyo, bo tu nazwiska nie mają znaczenia, oto twój obiekt ochrony. Nie wiem jak inaczej go nazwać. Będziesz się nim opiekować. Nikt poza nim cię nie zobaczy, nie jesteś już materialna. Kiedy uznam że pierwszy etap dobiegł końca poinformuję cię o tym. Będę cię odwiedzał, nie martw się. W razie potrzeby pomyśl moje imię. Benjamin, Ben, Benji, jak wolisz - wyjaśnienia chłopaka w ogóle nic mi nie rozjaśniły. On zniknął a ja już po chwili pomyślałam jego imię. Zjawiła się jednak Graciella.
 - Wybacz nam za niego. Też jeszcze przechodzi fazę oczyszczania.
 Graciella wyjaśniła mi dokładnie zasady. Jeśli się oczyszczę trafię do Raju lub na którąś z dwóch pozostałych ścieżek, ale to jest dla mnie jeszcze tajemnicą. Mam chronić Olivera Quickwella, to część mojego zadania. Potrwa to zależnie od tego jak mi pójdzie. Nie wyjaśniła mi na czym polega ochrona. Wiem tylko że to nauczy czegoś mnie i jego. Wyjaśniła mi też jak będzie dla mnie na ziemi. Niewidzialność, niezła rzecz. Mam uważać na tych złych. Uważaj Oliver, nadchodzę.
 Po chwili jestem na ulicy na której umarłam. Oliver klęczy nad moim ciałem z przerażeniem w oczach, a policjanci biegną w jego stronę.
 - Witaj Oliver - mówię z pewnością w głosie, stojąc nad nim, niczym pani jego losu.
 On powoli spogląda w moją stronę. Teraz dopiero pokazuje prawdziwy strach. Mam wrażenie, że za chwile zacznie krzyczeć jak mała dziewczynka. Pokazałam mu że ma być cicho i rozpłynęłam się.
 - Wkrótce znów się zobaczymy - mówię i ruszam w stronę centrum miasta. Pora zacząć zabawę. I przetrawić widok swojego martwego ciała. Wróciłam...